Zimna, ciemna warmińsko-mazurska prowincja. Na jej tle doskonale skonstruowany mroczny thriller: zaskakujący, niepokojący, wciągający od pierwszej strony. Ale to tylko najprostsze odczytanie nowej powieści Żulczyka.
Tajemnicze zaginięcia ludzi, makabryczne odkrycia związane z ich odnalezieniem, dramat rodzinny głównego bohatera to pretekst do mistrzowsko nakreślonego portretu lokalnej społeczności oraz uwikłanej w miejscowe układy rodziny.
Żulczyk pokazuje, jak ojcowie niszczą swoich synów, mężowie - żony, przyjaciele - przyjaciół. Zajmuje go pamięć o krzywdzie i wybiórczość tej pamięci.
Prowincja Polski jako miejsce, w którym widać metafizyczną prawdę o "polskim losie" i Warszawa jako miejsce, gdzie przyjezdny z prowincji może wygrać albo przegrać, ale nie może spokojnie żyć.
Czy karą za zło może być inne zło? Gdzie jest granica w wymierzaniu sprawiedliwości? Jak zwykle Żulczyka interesuje to, co kryje się pod powierzchnią.